&&&
Dzisiaj rano przypomniało mi się, że
Nacho ma wizytę u dentysty. Na dodatek to jeden wielki
panikarz pod tym względem i dlatego
zawsze z nim szedł Marcos bo przy facecie to on raczej nie
panikował aż tak tylko chciał
pokazać jaki z niego maczo. Ale jak na złość Marcos nie mógł
iść,
tak samo Javier. Dlatego został mi
tylko Luc, ale nie chciałam do niego dzwonić po ostatnim. Tyle
tylko, że za mnie zrobił to Nacho,
któr jak tylko zobaczył tatę to od razu zrobił się odważny.
Lucas
przywitał się ze mną tak jakby nigdy
nic się nie stało, więc starałam zachować się tak samo.
chociaż jak zauważyłam to trochę
robił zamieszania wśród innych, zwłaszcza dzieci więc tylko
czytałam sobie mój kalendarz, w
którym na dzisiaj było pełno zadań do zrobienia. Ale w końcu
Nacho był poproszony i od razu ze sobą
wziął Luca więc sama poszłam za nimi i słuchałam co ma
mi do powiedzenia pani doktor. Na
dodatek musiałam zapłacić, a nie miałam przy sobie, aż tyle i
od razu w duchu westchnęłam, ale
nachylił się nade mną Luc i szepnął, że on zapłaci na co
kiwnęłam głową. Na szczęście mały
nie panikował i od razu zadowolony zszedł, a Luc zapłacił i
umówiłam się na kolejny termin. I o
dziwo to Luc miał z nim iść. Bo ja pracowałam, dlatego
wyszliśmy z przychodzi i poprawiłam
czapkę małemu.
- Oj mama. - westchnął
- Podrzucić was gdzieś?
- Jakbyś mógł. To poprosimy na ten adres. - i mu podałam wizytówkę z kafejką z której miał być tort
- No to widzę przygotowania idą pełną parą.
- Tak i mały w nagrodę będzie mógł kawałek zjeść.
- Ale masz fajnie, zawsze uwielbiałem weselne torty.
- To możesz iść z nami. - od razu zawołał Nacho
- Niestety mam trening, ale odbiorę cię wieczorem jak mogę? - i spojrzał na mnie więc pokiwałam głową - To pójdziemy na małą imprezę tylko we dwoje co?
- Super. - i od razu pobiegł do jego auta a ja sama poszłam za nimi.
Na szczęście pojechał do tego
miejsca co na wizytówce i umawiał się z Nacho więc siedziałam
sobie obok i uśmiechnęłam się do
mojego synka, który widać było, że jest podekscytowany i
szczęśliwy. W sumie to nigdy nie
dostawał od Marcosa nagrody za to, że był grzeczny u dentysty.
Tak się zamyśliłam nad tym, że
Lucas przez przypadek mnie uderzył głową więc od razu zawołałam
ała i się złapałam policzka. Od razu zrobiło mu się głupio i
mnie przepraszał, a nasz syn siedział i się śmiał więc
zdziwieni spojrzeliśmy na niego.
- Wierzycie w przeznaczenie?
- Słucham? - i nie wiedziałam o co mu chodzi
- Bo mamusiu uderzyłaś tatusia podczas waszego pierwszego spotkania i się w nim zakochałaś. A teraz uderzył cię tatuś.
- Przez przypadek i nie chciał na pewno tego zrobić.
- Oczywiście i uciekajcie. Spotkamy się później. - i się do niego uśmiechnął
Wysiadłem z auta i czekałam, aż
Nacho sam wysiądzie. Kiedy w końcu poszliśmy do kafejki to
kompletnie nie wiedziałam który tort
wybrać, aż w końcu postawiłam na czekoladowo bananowy.
Zapłaciłam za niego i zadowolona
odhaczyłam kolejną pozycję na liście. Teraz zostało mi jeszcze
załatwienie zakupów. Dlatego od razu
pojechaliśmy z małym w stronę supermarketu. Mały pchał
wózek, a ja wrzucałam do niego
wszystko z listy. I nie wiedziałam jak to wszystko doniosę. Ale o
dziwo kiedy wychodziliśmy z
supermarketu to od razu doskoczył do mnie przyjaciel Lucasa. Aja
tylko spojrzałam na małego, który
się niewinnie uśmiechnął. Tylko westchnęłam, ale z drugiej
strony byłam wdzięczna. Wypakowaliśmy
wszystkie zakupy, a Nacho pobiegł przygotować się na
spotkanie z tatą.
- Mały wydaje się szczęśliwy.
- Tak. Nie może się doczekać dzisiejszej wizyty z tatą - i wypakowywałam zakupy
- No tak. Trochę mnie zdziwiła taka nagła zmiana planów.
- Planów?
- Tak, miał spotkanie rano dotyczące kontraktu i kazał mi iść samemu. Tak samo jak wieczorem. Od trzech miesięcy mówił, że idzie na imprezę dla vipów i nie mógł się doczekać, aż mi tu dzwoni i mówi, że odwołuje bo spędza czas wolny z Nacho.
- Ja go nie zmuszałam, sam zaproponował.
- No tak. Myślę, że on teraz wszystko robi dla wa...Nacho. - powiedział szybko a ja spuściłam głowę
- Dla nas?
- Tak. - Myślę, że zaczęło mu zależeć na was. I nie jesteś mu obojętna. - a ja westchnęłam -
- Wiem, że masz narzeczonego i wiem, że jeśli Lucas zrobi coś głupiego to tylko się wydurni bo kochasz Marcosa.
- No tak.
- Więc mam nadzieję, że nic złego nie zrobi bo wiem, że aż takim chamem nie jest. Mam przynajmniej nadzieję.
- Tak na prawdę to już sama nie wiem. - a on na mnie spojrzał zdziwiony - Wiesz co to wątpliwości? - a ten z uśmiechem pokiwał głową - No właśnie. To mój pierwszy ślub i strasznie się stresuje i w ogóle.
- Nie masz czego. To samo przejdzie. Kiedy wejdziesz do kościoła to wszystko minie. Takpowiedziała mi moja żona. - zaśmiał się
- Chciałabym, aby to wszystko już minęło.
- A gdzie jedziecie w podróż?
- Nigdzie? Brak funduszy więc trzeba czekać na kolejny rok.
- Rozumiem. No, ale będę uciekać, mam za godzinę badania z żoną.
- No to uciekaj i dziękuje za pomoc.
- Podziękuje Lucasowi. To on mi kazał wam pomóc.
- Ok i tak przyjedzie wieczorem.
Mały nie mógł się doczekać już,
aż przyjedzie Lucas na dodatek spakował sobie plecak bo jak
stwierdził to na pewno będzie spać u
niego. Miałam nadzieję, że jednak go zatrzyma bo nie
chciałam, aby się zawiódł. Na
dodatek Marcos jak zawsze był nie zadowolony z tego wszystkiego
i przed jego przyjściem się ponownie
pokłóciliśmy. Dlatego jak przyjechał Lucas to wycierałam łzy
z oczu i się do niego już uspokojona
uśmiechnęłam.
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. - od razu powiedziałam
- Ale płakałaś.
- Wpadło mi po prostu coś do oka. To wszystko.
- Rozumiem. No, ale odwiozę Nacho jutro rano dobrze?
- Nie ma problemu. Ja i tak mam pracę jutro więc Javier będzie w domu.
- Dobrze. - i się do mnie uśmiechnął - I mam nadzieję, że nie sprawiłem problemu z zakupami.
- Nie, nie. Bardzo dziękuje bo bym tego nie uniosła. A co będziecie robić?
- A takie tam męskie sprawy. - więc na niego zdziwiona spojrzałam - No kolację mu przygotuje pierwsza klasa.
- Mrożonki?
- Nie, zrobiłem dzisiaj zakupy. I co myślisz o tostach z pomidorami i mozzarellą?
- Myślę, że narobiłeś mi smaka. - i się do niego uśmiechnęłam
- To zapraszam na kolację. Oczywiście jeśli chcesz i możesz.
- W sumie to mogłabym, ale nie chcę przeszkadzać w męskim wieczorze.
- To ci tosty przywieziemy jutro. - i do kuchni wszedł Marcos – Hej.
- Hej. Nacho już czeka przy drzwiach.
- No to w drogę. Miłego wieczoru. - i się do mnie uśmiechnął co odwzajemniłam i widziałamwzrok Marcosa więc tylko westchnęłam.
***
Widziałem, że Nacho jest szczęśliwy,
a Marcos nie bardzo, ale nie mógł w końcu zabronić mi
spotkań z moim synem. Wpuściłem
małego do środka i od razu poszedłem odpalić telewizor.
Mówił, że jest trochę głodny,
dlatego od razu zapowiedziałem co będzie na kolację i dostałem
szeroki uśmiech. Dlatego wziąłem się
za przygotowania i oprócz tego nalałem do szklanek pepsi.
Kiedy wszystko było gotowe to
zjedliśmy kolację w salonie, grając w PS. Na szczęście mały był
szybko kumaty i nie musiałem mu
niczego tłumaczyć i dawałem mu fory, bo jednak to dziecko. A
co najważniejsze dostałem uśmiech. I
powiedział, że głodny jest, dlatego zamówiłem pizzę i
włączyłem film. W necie szukałem co
jest dobre dla takich chłopców i od razu poleciałem kupić do
sklepu. Oglądaliśmy sobie spokojnie,
aż w pewnym momencie czułem jego głowę na moich
kolanach więc przykryłem go kocem i
głaskałem po włosach jak to zawsze robiła moja mama.
- Tato?
- Tak? - i na niego spojrzałem
- Dlaczego jesteś piłkarzem?
- Ponieważ kiedy byłem mały to tato zaprowadził mnie na stadion, aby obejrzeć mecz. i wtedy wiedziałem, że chcę być piłkarzem. Chcę zdobywać gole, asysty i puchary.
- A masz jakieś puchary?
- Tak. - uśmiechnąłem się - I medale.
- A pokażesz? - i na mnie spojrzał
- Oczywiście, chodź. - więc poszedł za mną a ja zapaliłem światło w pokoju - To mój pokój pamiątek. Mam tu wszystko od pierwszych dyplomów aż do teraz.
- Łał. - i oglądał - A które lubisz najbardziej?
- Hmm... ten - i pokazałem - Bo to był cudowny sezon dla mnie. Wtedy byliśmy podwójnym mistrzem i urodziłeś się ty.
- Aha. - i się uśmiechnął identycznie jak Paula - Ja mam tylko dyplom olimpiady matematycznej.
- No to gratuluje. Nigdy nie byłem dobry z matematyki.
- Mama jest dobra. Ale też bym chciał takie medale.
- No to czemu nie grasz w drużynie?
- Bo nie potrafię. - i wzruszył ramionami
- Potrafisz. W końcu masz to we krwi, tylko musisz ćwiczyć i od jutra będę z tobą ćwiczył, co ty na to?
- Naprawdę?
- Tak. - i się uśmiechnąłem - Pojadę do mamy i z nią jutro na ten temat porozmawiam.
- Dobrze. - i się do mnie przytulił, więc w tym momencie poczułem dumę.
- Więc co robimy?
- A co proponujesz?
- Może dobranockę i spać? Bo zawsze o tej porze śpisz.
- Nie chce. - i od razu zamruczał
- Ale będziesz jutro nie wyspany.
- Oj tato... - i zrobił do mnie maślane oczy
- No dobrze. Uciekaj na kanapę, obejrzymy kolejny film. - zaśmiałem się
Wybiegł z pokoju jak z procy więc od
razu pogasiłem światła i poszedłem za nim. Ale wytrzymał i tak
tylko do połowy więc go zaniosłem do łóżka, a sam położyłem
się na kanapie. Nie była zbyt
wygodna, ale zawsze uważałem, że
rodzice nie powinni spać w jednym łóżku z dziećmi. Tyle tylko,
że musiałem jechać jeszcze do Pauli
i odwieźć małego. Dlatego wstałem i poszedłem pod prysznic i
założyłem na siebie wcześniej
przygotowane ciuchy. Poszedłem do kuchni, aby zrobić dobre
śniadanie dla nas i wtedy wstał mały.
Więc byliśmy gotowi to od razu pojechaliśmy do domu i
zostawiłem Nacho, Javierowi. A sam
obrałem kierunek szpital. Wziąłem pudełko i zadowolony
poszedłem na oddział na którym
pracowała. Widziałem ją jak rozmawiała z jakimś lekarzem więc
poczekałem i kiedy była wolna to od
razu zadowolony do niej podszedłem.
- Dzień dobry. Śniadanie dostarczone.
- Lucas? - i na mnie zdziwiona spojrzała
- No tak, mówiłem. I możemy porozmawiać?
- Tak, chodź. - i od razu mnie zaprowadziła do kantorka
- Więc proszę, ale trzeba podgrzać. - i podałem jej, na co podziękowała i otworzyła mrucząc. - I przyszedłem też na małą pogawędkę na temat Nacho.
- Coś się stało?
- Nie, nie. Wszystko gra tylko chciałbym z nim trenować codziennie. Bo mały sam chce.
- No to jeśli możesz to nie ma problemu. - i widziałem, że odetchnęła z ulgą
- A tak poza tym to wszystko gra? - a ona pokiwała głową - Bo widziałem, że wczoraj płakałaś.
- To nic. Stres przed ślubem. - machnęła ręką
- Mam nadzieję. Ale moje tościki ci na pewno humor poprawią i tak samo pyszna czekoladka. - i podałem jej za co również podziękowała z szerokim uśmiechem – Trafiłem?
- Oczywiście, to moja ulubiona. - więc sam się uśmiechnąłem
- Ale teraz uciekam, trening. Więc do zobaczenia jutro i jeszcze jedno - rzuciłem kiedy byłem pod drzwiami - Nie trać czas na smutek bo jesteś na to za młoda i za ładna. - i zostawiłem ją samą