&&&
Rozdział pisany przy Lana del Rey - Blue Jeans
Blue jeans, white shirt
Walked into the room you know you made my eyes burn
It was like, James Dean, for sure
7 lat wcześniej, Paula
Siedziałam na stadionie Alfredo di Stefano i starałam się nie połamać sobie palców. Od dziecka byłam wierną fanką barw królewskich. W mojej rodzinie było to tradycją i również ja nie mogłam przegapić żadnego meczu, zwłaszcza jeśli chodzi o drużyny młodzieżowe. Był jeden z najważniejszych meczy dla Juvenilu A i nie mogłam już wysiedzieć na swoim miejscu, zresztą jak większość kibiców na tym stadionie. Ostatnie minuty... piłka przechwycona przez naszych... szybki zwód i wszyscy biegną na bramkę przeciwników a ja już wstałam ze swojego miejsca i wyskoczyłam w górę po tym jak zdobyli pierwszego i ostatniego gola w tym meczu! Ściskałam się z kibicami obok mnie i od razu zeszłam na dół aby zdobyć autografy. Stałam grzecznie przy bandzie i przepuszczałam młodsze dzieciaki, ale te wytapetowane dziewuchy oczywiście, że nie. Nigdy nie przepadałam za takimi dziewczynami, tak samo jak one za mną i na pewno nigdy nie będę przed nimi padać na kolana. Miałam swoją dumę i dlatego z szerokim uśmiechem podeszłam do pierwszego z brzegu chłopaka. Oczywiście krótka rozmowa, podziękowania i zachwalanie aż w końcu mogłam iść do kolejnego. Tak o to miałam już kilka autografów w swoim zeszycie, aż podeszłam do ostatniego z uśmiechem. Tyle tylko, że jak mu podałam zeszyt to poczułam jakbym dostała jakimś młotkiem w głowę i nie wiedziałam kompletnie co mam zrobić, ale podałam mu długopis bo wyczytałam z jego oczu, że mu się spieszy i wtedy spadł na trawę. Szybko speszona do granic schyliłam się i niestety on zrobił to samo i nasze czoła się od siebie odbiły. Gorzej być nie mogło, ale speszona na niego spojrzałam i od razu zaczęłam go przepraszać. Tylko się do mnie uśmiechnął co sama odwzajemniłam i obydwoje zaczęliśmy się śmiać.
- Lucas. - i wystawił w moim kierunku dłoń
- Paula. - i sama uścisnęłam
- Więc teraz wiem dla kogo podpisać. - i z uśmiechem to zrobił i oddał mi zeszyt
- Dziękuje, a teraz nie zatrzymuje. Pewnie się spieszysz.
- Tak. Prysznic i te sprawy. - zaśmiał się – Miło mi było poznać i mam nadzieję, że to nie ostatnie nasze spotkanie.
- Jestem tutaj stałym bywalcem więc zapewne nie. - powiedziałam i się uśmiechnęłam
- To miło. Do zobaczenia. - i pobiegł w swoją stronę
- Marion!
- Co się stało? - i wycierała kubki w kuchni
- Patrz! Poszłam na stadion i dostałam od takiego przystojniaka autograf wraz z numerem. Co mam zrobić?
- Olać to?
- Olać? Ale jak to? - i w szoku na nią patrzyłam
- Kochana on pewnie daję każdej swój numer i liczy na jakaś naiwną.
- Na pewno nie. Jest młody.
- Tacy tylko szukają przygód.
- On na pewno nie. Nie wygląda na takiego.
But I still remember that day we met in December, oh baby!
Lucas to prawdziwy facet. Najpierw poderwie, a później ją skrzywdzi. Ach;/ Ale chociaż dostanie nauczkę. Czekam na kolejny odcinek;] Pozdrawiam, Jastylla:)
OdpowiedzUsuńNie wygląda na takiego?:> Sorry, potem ją z dzieckiem zostawi, ale zawsze mądrzy jesteśmy po szkodzie. ;>
OdpowiedzUsuńNaprawdę Cię nie poznaję. CUDOWNY rozdział. Rozwijasz się! :>
Boziu, Boziu. Jak ja nie znoszę takich typków jak Lucas, myslą, że każda dziewczyna jest jego...
OdpowiedzUsuń